Nieopłacalne kontrakty

Brak wykwalifikowanej kadry oraz rosnące ceny materiałów (przede wszystkim stali, cementu i kruszyw) – to główne powody niepokoju, jaki pojawił się wśród właścicieli firm budowlanych. Wielu z nich nie ukrywa, że najbliższe lata będą trudne. Dariusz Blocher, prezes Budimeksu, wprost ocenił, że w ciągu najbliższych dwóch lat wzrosty marży będą niemożliwe.


Chcemy być lepszą firmą niż rynek, ale pod prąd nie da się płynąć. Jeśli nie będzie waloryzacji do kontraktów podpisanych po 1 stycznia 2016 roku, bo to nas wszystkich boli, to my też będziemy mieli problemy i to jasno komunikujemy – mówił.

Szef największego przedsiębiorstwa budowlanego działającego w Polsce zdradził też, że firma rozważała rezygnację z dużego kontraktu, jakim jest budowa fragmentu drogi ekspresowej S61. Budimex, wraz z firmą Strabag, złożył na realizację tego odcinka Via Baltica ofertę opiewającą na kwotę około 390 mln zł. Postępowanie przetargowe przedłużało się, a w ciągu kilku miesięcy od złożenia propozycji do wyboru konsorcjum na wykonawcę zamówienia, sytuacja na rynku diametralnie się zmieniła. Blocher podkreślał, że spółka analizuje, czy realizacja tego przedsięwzięcia w ogóle się jeszcze opłaca (ostatecznie Budimex podjął się wykonania tego zadania – przyp. red.).


Niedoskonała waloryzacja

Problemy z rentownością zamówień mają także firmy spoza granic Polski. Włoskie przedsiębiorstwo budowlane Astaldi, które realizuje w naszym kraju wiele inwestycji infrastrukturalnych (spółka jest zaangażowana m.in. w budowę II linii metra w Warszawie, S2 Południowej Obwodnicy Warszawy oraz tunelu w ciągu tzw. Zakopianki), wywołało niedawno spore zamieszanie w Świnoujściu. Firma – po wielomiesięcznej batalii odwoławczej – została wybrana na wykonawcę przedsięwzięcia tunelowego, zakładającego budowę podwodnego obiektu, który ma połączyć wyspy Uznam i Wolin. Mimo podtrzymywania chęci zaangażowania się w projekt i zapowiadanych przygotowań do finalizowania kontraktu, do podpisania umowy nie doszło.

Astaldi odstępuje od podpisania umowy (…) z powodu upływu prawie dwóch lat od przedstawienia oferty do rozpoczęcia robót, braku rzeczywistej waloryzacji kosztów robót w Polsce, które tylko w ostatnim czasie wzrosły o 30%, dużego ryzyka wydłużania się procedur rozliczania robót dodatkowych, braków w dostępie do zasobów materiałowych i osobowych na polskim rynku – podali w oficjalnym piśmie do władz miasta Włosi.


Zdaniem Jana Stylińskiego, prezesa Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa (PZPB), polski rynek nadal jest rynkiem nadmiernie otwartym. Firmy nieznające polskiego rynku – inwestora, praktyki rynkowej, podwykonawców, dostawców, funkcjonowania ryzyk, mogą bez ograniczeń składać oferty. W efekcie wygrywają przetargi, składając oferty zaniżone. Doświadczeni wykonawcy albo nie uzyskują zamówień, co uniemożliwia im rozwój, albo również zaniżają ceny, co odbija się także na ich zdolności rozwojowej – komentuje, potwierdzając, że umowy wykonawcze są w zakresie waloryzacji cen kontraktowych niedoskonałe. Jeżeli umowa zawierana jest na masową skalę, ceny nie są aktualizowane o wskaźnik inflacyjny. Ryzyko, a później koszt inflacji ponosi więc wykonawca.

Sektor długów

Choć dla mieszkańców Świnoujścia wycofanie się włoskiej firmy z realizacji inwestycji oznacza jedno – tunelu jak nie było, tak nie ma – z punktu widzenia rynku budowlanego rezygnacja z kontraktu przed rozpoczęciem prac projektowych lub budowlanych inwestycji wychodzi raczej na dobre. Znane są przypadki, gdy wykonawca zaprzestaje budowy już w trakcie realizacji, a wejście na drogę sądową oraz uruchomienie kolejnej procedury przetargowej, wydłużają realizację w nieskończoność. Dla firm, szczególnie podwykonawczych, kończy się to nierzadko tragicznie.

Według publikowanych danych, tylko w I kwartale 2018 roku odnotowano aż 260 niewypłacalnych przedsiębiorstw. W porównaniu z tym samym okresem 2017 roku świadczy to o wzroście na poziomie 16%. Jedną z branż, która najmocniej odczuła problem niewypłacalności, jest właśnie sektor budowlany. Wraz z początkiem nowego sezonu – w marcu 2018 roku – upadły bowiem 102 firmy. Oznacza to, że sytuacja polskich przedsiębiorstw jest najtrudniejsza od ostatnich 10 lat – ocenia Beata Tomczak, kierownik zespołu analitycznego, główny analityk rynku w ASM – Centrum Badań i Analiz Rynku.


Potwierdzają to najnowsze dane Krajowego Rejestru Długów (KRD), z których wynika, że zadłużenie firm budowlanych w Polsce jest już o 200 mln zł wyższe niż rok temu – wynosi 2,4 mld zł. KRD notuje też coraz więcej dłużników – z sektora budowlanego to już ponad 64,5 tys. spółek. Co ciekawe, oprócz ww. powodów fatalnej sytuacji finansowej przedsiębiorstw budowlanych, KRD wymienia wzajemne zobowiązania firm wykonawczych. Do resortu sprawiedliwości miesięcznie wpływa nawet 4 tys. skarg budowlańców, oczekujących wynagrodzenia za wykonaną pracę od swoich współpracowników i/lub zleceniodawców.

Praca – jest, pracowników – brak

Sporym problemem są także braki kadrowe. Aktualnie w całym sektorze pracuje prawie 100 tys. osób mniej niż jeszcze sześć lat temu. Mimo masowego zatrudniania obcokrajowców (nie tylko Ukraińców, ale też Białorusinów, Serbów, a nawet Pakistańczyków), na całym rynku może wciąż brakować nawet 150 tys. wykwalifikowanych pracowników. Firmy potrzebują zarówno architektów, inżynierów budownictwa, geodetów i inspektorów nadzoru budowlanego, jak i elektryków, monterów, dekarzy i blacharzy, operatorów sprzętu do robót ziemnych czy pracowników fizycznych, szczególnie w zakresie robót wykończeniowych.


W okresie spowolnienia gospodarczego pracownicy bankrutujących przedsiębiorstw budowlanych przekwalifikowali się, stąd obecny brak rąk do pracy. Jak wiadomo, problem ten dotyczy również Polski. Ponadto sektor budowlany ma duże trudności w przyciąganiu i utrzymaniu milenialsów, którzy postrzegają go jako przestarzały i zbyt mało innowacyjny – komentował Maciej Krasoń, partner w dziale audit&assurance, lider sektora nieruchomości i budownictwa w firmie doradczej Deloitte (analiza raportu „European Construction Monitor 2017–2018: A looming new construction crisis”).

Duże zapotrzebowanie na pracowników prowadzi do presji cenowej w wynagrodzeniach. Eksperci ostrożnie szacują, że ten rok może być pod względem przyznanych podwyżek i wynegocjowanych wynagrodzeń przełomowy, a propozycje cenowe są najwyższe od transformacji ustrojowej. Spółki budowlane zatrudniają mimo wzrostu kosztów robocizny, bo „gonią” je terminy i muszą realizować kontrakty. Wzrost kosztów to spadek marży zysku. Koło się zamyka.

Obroty rosną, ale marże maleją

Co ciekawe, mimo iż pogorszenie się kondycji finansowej firm wykonawczych jest niezaprzeczalne, wiele spółek notuje jednocześnie wzrosty obrotów, a dynamika produkcji budowlano-montażowej jest dodatnia. Deloitte w swoim najnowszym raporcie podaje, że w Europie Wschodniej i Środkowej to wzrosty na poziomie 4,4% rocznie (prognozy na najbliższe cztery lata – przyp. red.).

Wzrost większości rynków budowlanych w Unii Europejskiej w dużej mierze zależny jest od inwestycji publicznych w znaczące projekty infrastrukturalne. Tak jest również w Polsce. Bardziej zindywidualizowany jest wzrost w sektorze mieszkaniowym i komercyjnym, który uzależniony jest przede wszystkim od lokalnych warunków w danym kraju – mówi Maciej Krasoń.


Na brak pracy budowlańcy faktycznie nie mogą narzekać. Dzięki nowej perspektywie unijnej „zielone światło” otrzymało wiele inwestycji, które na realizację czekały od lat. Okazuje się jednak, że natłok zamówień publicznych może branży bardziej zaszkodzić niż pomóc. Zdaniem Jana Stylińskiego problemem jest wadliwa polityka inwestycyjna. Władze (zarówno rząd, jak i samorządy) nie dokonały bezpiecznego w czasie rozłożenia przedsięwzięć, wskutek czego skumulowały się one, tworząc presję cenową i trudności ze zgromadzeniem zasobów. Nadto rząd, wybierając technologie wykonania dróg, wadliwie przyjął technologię betonową na drogach odległych od złóż kruszywa o setki kilometrów – ocenia. To wygenerowało dodatkowe koszty i wydłużyło czas realizacji wielu inwestycji drogowych.

Czy branży grozi powtórka z 2012 roku, kiedy to kryzys pochłonął nawet całkiem sporych graczy? Zdaniem ekspertów, duże firmy budowlane odrobiły lekcje i poradzą sobie nawet w gorszych czasach. Mniej szczęścia mogą mieć podwykonawcy. Dla nich wycofanie się z robót okazuje się często jedynym ratunkiem – spłata kary umownej jest i tak niższa niż oczekiwane straty. Być może rozwiązanie ich problemu znajdzie rząd, który obiecał zająć się kwestią waloryzacji umów i ochroną prawną podwykonawców. Kiedy to nastąpi i czy cokolwiek w sytuacji branży budowlanej zmieni, pokaże czas.

Przeczytaj także: Największe firmy budowlane w Polsce [2017]