Boliwia utraciła dostęp do Oceanu Spokojnego prawie 130 lat temu, gdy wraz z Peru przegrała wojnę o Pacyfik. Na mocy traktatu pokojowego całe niewielkie boliwijskie wybrzeże – i kawałek peruwiańskiego – zostały zaanektowane przez Chile. Boliwijczycy nigdy się nie pogodzili z tą stratą. Działania zbrojne bądź dyplomatyczne na rzecz odzyskania wybrzeża obiecywali niemal wszyscy boliwijscy prezydenci, ale nie przyniosły one skutku.

Z pomocą Boliwijczykom przyszli przed kilkoma dniami chilijscy architekci Carlos Martner, Fernando Castillo Velasco i Humberto Eliash. Według ich propozycji tunel miałby przechodzić wzdłuż granicy chilijsko-peruwiańskiej, następnie pod dnem morskim i prowadził na usypaną z powstałego gruzu sztuczną wyspę, która byłaby pod jurysdykcją Boliwii. Wewnątrz tunelu znajdowałyby się droga dla samochodów, linia kolejowa, a także ropociąg i gazociąg. Propozycja brzmi bardzo futurystycznie, biorąc pod uwagę, iż najdłuższy obecnie istniejący tunel – japoński Senkan – ma „zaledwie” 54 km, a Boliwia jest najbiedniejszym państwem Ameryki Południowej.

Architektów to jednak nie zraża. Przekonują, że technicznie będzie on łatwiejszy do zbudowania niż tunel pod kanałem La Manche, bo tylko niewielki odcinek planowany jest pod wodą, a w innych krajach pojawiają się równie śmiałe idee, np. podmorskiego połączenia Sycylii z Włochami, Hiszpanii i Maroka czy nawet Tajwanu z kontynentalnymi Chinami. A dzięki temu, że Boliwia zyska dostęp do oceanu i będzie mogła samodzielnie eksportować gaz i inne surowce mineralne, koszty budowy powinny się zwrócić po 10 latach.